Wąskie,
podłużne okienko. Tuż nad ziemią.
W
długim, wielkopłytowym bloku było ich kilkanaście, dla mnie jednak liczyło się
to jedno. Wyglądało inaczej niż ćwierć wieku temu. Kiedyś zaniedbane, z
zaledwie połową brudnej szyby, teraz wyglądało solidnie i szczelnie.
Zbliżyłem
się, przemykając pod balkonami parteru, szybko, nie chcąc zwracać niczyjej
uwagi. Zajrzałem do środka.
Światło
popołudniowego słońca wpadało do wąskiego zaułka piwnicy i oświetlało
przeciwległą ścianę, niknącą po bokach w mroku korytarza.
Nie
było ich!